Parę dni temu „Wściekłe pięści
węża III” zostały wydane na DVD (film można zakupić tutaj). Jako że jestem wielkim fanem
poprzednich części i ogólnie tworów Bartosza Walaszka, była to
dla mnie okazja, żeby w końcu zapoznać się z tym tytułem (w
„Maratonie Absurdu” niestety nie mogłem uczestniczyć, głównie
dlatego, że w promieniu 9000 kilometrów od mojego domu nie ma
żadnego Heliosa). Na CupSell akurat była darmowa wysyłka, więc za
film razem z wysyłką zapłaciłem niecałe 20 złotych. Świetna
cena. DVD przyszło w dwa dni po zamówieniu i było opakowane w
miliard warstw ochronnych. Absolutny brak zastrzeżeń do
czegokolwiek. Póki co.
Schody zaczynają się, gdy wrzucimy
płytę do czytnika. Znajdziemy na niej, oczywiście oprócz filmu,
także dodatki: plakat filmu i jego zwiastun, oraz 3 odcinki Blok
Ekipy (dostępne na internecie, nie premierowe, niestety). Trochę
mało ciekawie. No ale wiadomo, że nie chodzi o bonusy, tylko o
film. Ale z tym też nie wszystko gra.
Wściekły Wąż kontra cyborg zombie”
opowiada o próbie schwytania tytułowego cyborga przez Wściekłego
Węża (również tytułowego) i kapitana Głuchowskiego. Jednak już
na początku mamy wątpliwości. Gdzie jest Wściekły Wąż? Bo ten
gadatliwy gość bardziej przypomina Tygrysa z „Kaliber 200 volt”,
aniżeli mówiącego rzadko, ale z charakterystycznym głosem i
posiadającego sumiaste wąsy najemnika z pierwszej części. No nic,
trzeba to przeboleć i oglądać dalej. Niestety, jak poprzednie
części obfitowały w kultowe teksty, tak tutaj nie znajdziemy chyba
żadnego dającego się zapamiętać. Są oczywiście zdania, które
bawią, ale pośmiać się z nich można przez chwilę, a po seansie
raczej o nich zapomnimy. Najciekawsze są chyba sceny nawiązujące
do poprzednich filmów, jak spotkanie z braćmi Andrzejami (w ich roli niezastąpiony Dr Yry) czy
„taran” samochodem.
Do obsady zastrzeżeń nie mam, bo
jest iście gwiazdorska. Mamy oczywiście Bartosza Walaszka jako
Wściekłego Węża, poza tym Grzegorz
Zacharjasiewicz (Bazar) jako cyborg zombie, Tomili Dżons jako brat
Wściekłego Węża, Marek Pyrka (na którego część
powstał przecież Pyrkon) w roli Domino, przewija się także Sheben i Grad z Pyta.pl, a także wiele innych znanych postaci.
Z
muzyką niestety nie jest najlepiej. Nie ma autorskich utworów jak w
części pierwszej, ani fińskiego disco polo, jak w części
drugiej. W zasadzie nie znajdziemy niczego, czego byśmy już
wcześniej nie słyszeli, czy to w Kapitanie Bombie, czy to w
Kalibrze 200 volt. A szkoda, bo soundtrack zawsze był mocną stroną
tych filmów.
Nie
wynudziłem się na seansie (a dzięki „Drodze do Rio” w
wykonaniu pana Witka nawet zostałem na napisach końcowych), jednak
nie wiem, czy komuś polecić ten film. Fani starszych części będą
rozczarowani, ci którzy jeszcze nie mieli styczności z Git
Produkcją powinni zacząć od czegoś innego, bo to nie jest ich
najlepsze dzieło. Można obejrzeć, można się nawet dobrze bawić.
Niemniej jednak jestem mocno rozczarowany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz